Od czasu do czasu można w telewizji natknąć się na powtórkę serialu „Zmiennicy” w reż. Stanisława Barei i z muzyką Przemysława Gintrowskiego. Tak wspominał bard reżysera Bareję: – To był fantastyczny facet, wszyscy chcieli z nim rozmawiać. Ja pracując przy filmach nie przesiaduję w produkcji, czyli w miejscu gdzie siedzi sztab ludzi produkujących dany film. Bo nie mam na to czasu. Ale pamiętam, że na plan „Zmienników” przyjeżdżałem codziennie. Po to, by spotkać się ze Staszkiem. Zresztą wszyscy w produkcji od samego rana nie mogli się już doczekać przyjścia Staszka. On przyjeżdżał do pracy i przez pół godziny opowiadał jak mu upłynęła droga z domu do Poltelu. A mieszkał niedaleko, bo w okolicach ulicy Wołoskiej. Ale Bareja miał niesamowitą zdolność obserwowania „krzywymi” oczami i przekształcania takich zwykłych opowieści, scenek rodzajowych w anegdotę. On mówił w sposób bardzo zabawny. Rzeczy banalne, spotkani ludzie, motorniczy w tramwaju, wypadek na ulicy w opowieściach Staszka urastały do całej story. On w ogóle dużo mówił, ale wszyscy modlili się nie o to, by on przestał mówić tylko, by on wciąż mówił.
Odnosiłem wrażenie, że życie Staszka Barei upływało na przecieraniu nam oczu. My żyliśmy w tym komunizmie w takich różowych okularach, a on chodził ze ściereczką i nam te okularki przecierał, żebyśmy wreszcie zobaczyli jak to wszystko naprawdę wygląda. Wydaje mi się, że takie było posłannictwo jego życia, że on wyszydzając tę kompletnie zidiociałą rzeczywistość w jakiej żyliśmy, pokazując te absurdy – w ten sposób realizował swoje życie.
Teraz panowie w niebiosach kontynuują swoje spotkanie…