Julio, kiedy tata zmarł, miałaś 14 lat. Nie wiem, czy nie popełnię faux pas pytając, czy ci go brakuje, bo to pewnie oczywiste.

Oczywiście, brakuje mi go bardzo. Jednak pomimo tak młodego wieku bardzo szybko pogodziłam się ze śmiercią taty. Może dlatego, że widziałam, jak ciężka była dla niego ta choroba (Przemysław Gintrowski zmarł w wyniku choroby nowotworowej – przyp. JK). Szczególnie w tym czasie (20 października minęła 10. rocznica śmierci artysty – przyp. JK) zastanawiam się, jak by się rozwinęła nasza relacja, bo przecież byłam nastolatką, kiedy odszedł. Dużo też w moim życiu przez te 10 lat się zmieniło. Dojrzałam.

Warto jeszcze zauważyć, że byłaś tzw. późnym dzieckiem. Kiedy się urodziłaś, tata miał 46 lat. Nawet w jednym z twoich wywiadów przeczytałem anegdotkę, że kiedy przychodził po ciebie do szkoły, nauczycielki mówiły, iż przyszedł twój dziadek.

Rzeczywiście, były takie sytuacje. Tata miał już wtedy siwe włosy, więc tym bardziej wyglądał na dziadka. (śmiech) Większość rodziców moich koleżanek było o wiele młodszych. Byłam „późnym dzieckiem”, ale jakoś tego nie odczułam. Wydaje mi się nawet, że trochę na tym wygrałam.

Co masz na myśli?

To, że tata miał dla mnie więcej czasu. Kiedy już byłam na świecie, zwolnił z karierą, nie koncertował tak dużo, skupił się zdecydowanie na domu. Dom był dla taty ulubionym miejscem na ziemi. Siedział przy komputerze, czytał jakieś fora dotyczące polityki, często denerwował się odnośnie do różnych spraw politycznych.

To ciekawe co mówisz, bo wiele dzieci narzeka na deficyt obecności taty-artysty w domu.

Zupełnie tego nie doświadczyłam. Rodzina była dla niego pierwszym miejscem. Powiedziałabym nawet, że tata był nadopiekuńczy. Nie mogłam przejechać dwóch stacji metra bez dania znaku, że dojechałam i że nikt mnie nie porwał po drodze. (śmiech)

Pewnie wiele razy słyszałaś to pytanie, ale mimo to je zadam. Zapewne doświadczyłaś, że ludzie traktują cię często jako „córkę Gintrowskiego”. Bywa, że dzieci artystów muszą nieraz włożyć wiele wysiłku, by pokazać, że nie odcinają kuponów od znanego rodzica, ale mają swoją osobowość, talenty, wrażliwość.

Kiedy jest się dzieckiem artysty, to – o dziwo – dużo ciężej jest zrobić karierę w tej samej dziedzinie. Cały czas jest się porównywanym, cały czas walczy się z tym wszystkim, a nawet walczy się z samym sobą, bo jest to sytuacja bardzo ograniczająca. Niektórzy patrzą: aha, córka artysty, no tak… i od razu stawiają mi poprzeczkę wyżej. Ale są też dobre strony, bo czasami niektórzy bardziej pozytywnie patrzą na mnie ze względu na osobę taty.

Wszystko pewnie zależy od tego, jak go postrzegali.

To prawda. Ale zdarzyło mi się też, że po śmierci taty moja nauczycielka powiedziała mi rzecz, którą pamiętam do dziś i za którą jestem jej bardzo wdzięczna. A mianowicie, że bardzo mnie ceni za to, jakim jestem człowiekiem, a nie za to, kim był tata. Bardzo mnie to poruszyło, wręcz doprowadziło do łez.

Jesteś zbyt młoda, żeby pamiętać okres PRL. Wiadomo, że tata był z przekonania antykomunistą. Czy przekazał ci ten sposób patrzenia na tamtą rzeczywistość, czy nie rozmawialiście na takie tematy?

Nie, oczywiście, takie tematy były w domu poruszane. Trudno nawet, żeby nie były. Tata miał do komunistów stanowcze, negatywne podejście. Bardzo emocjonalnie angażował się w politykę. To nawet nie chodziło o to, że próbował mi różne rzeczy tłumaczyć czy wpajać, bo ciężko jest coś narzucać dziecku. Ale po prostu byłam świadkiem różnych jego rozmów, np. z mamą. Wiadomo, że kiedy byłam starsza, to inaczej to wyglądało, ale kiedy miałam 6 czy 7 lat, to nie był to czas, żeby rozmawiać ze mną o polityce.

Czy czujesz ciary na plecach, kiedy słuchasz utworów taty? Ja czuję choćby przy „Kantyczce z lotu ptaka”, „Gdy tak siedzimy”, „Śmiechu” czy „Powrocie”. Ten jego chropawy głos i ogromny ładunek emocjonalny w sposobie śpiewania są nie do podrobienia. Norbert „Smoła” Smoliński, który jeździ po Polsce z koncertem „Ślepcy”, podczas którego śpiewa utwory taty, powiedział mi, że dla niego twój tata jest polskim wokalistą wszechczasów.

Oczywiście, że mam ciary. I za to właśnie najbardziej tatę cenię: za jego wyrazistość, za te emocje, za zrozumienie tych tekstów i pokazanie tego. Bo to, że ktoś rozumie te teksty, nie zawsze oznacza, iż potrafi to wszystko z siebie wyrzucić, pokazać, że te emocje wprost z niego wypływają.

Tata sam tekstów nie pisał, ale genialnie je interpretował. Potrafił wydobyć z nich gejzer emocji, ale i mądrości. A śpiewał nie tylko wiersze swojego ulubionego poety – Zbigniewa Herberta, ale także Jacka Kaczmarskiego i innych autorów. Jak – jako młoda osoba – odczytujesz przesłanie tych tekstów, niełatwych przecież? Co poprzez dobór tych a nie innych wierszy tata chciał nam przekazać?

To bardzo trudne pytanie, bo w tej twórczości jest wiele różnych tematów. Ale najbardziej ujmuje mnie odwaga do bycia sobą, do mówienia własnym głosem. Do moralności, bo tata miał twardy kręgosłup moralny. Do tego, żeby walczyć o swoje i nie dać się zaszufladkować. Żeby iść i reagować na rzeczy, które się wokół dzieją. Nie zapominać o naszej historii, o tym, na czym nasze społeczeństwo zostało zbudowane. Pamiętać…

Rozmawiał Jaromir Kwiatkowski

/źródło: nowiny24.pl/