– Od śmierci Twojego Taty niebawem minie 8 lat. Czy brakuje Ci go w życiu codziennym? 

– Chyba nikogo nie zaskoczę mówiąc, że brakuje mi go w życiu codziennym i wydaje mi się, że nigdy nie przestanie mi go brakować. Jak wiemy – czas leczy rany, ból powoli znika, a zostają dobre wspomnienia. Szczerze mówiąc, wydaje mi się, że stosunkowo szybko poradziłam sobie ze stratą taty, jak na taki młody wiek i trudny czas. Miałam wtedy 14 lat. Od dawna jestem już na etapie, kiedy rozmowy oraz myśli o Tacie nie są dla mnie bolesne, a wręcz przeciwnie, ale to dlatego, że miło wspomina się cudownych ludzi, a mój Tata taki był. Nie ukrywam, że bardzo chciałabym, żeby poznał osoby z mojego najbliższego grona, których poznać nie zdążył, żeby doradził mi w sprawach życiowych, ale też by wypowiedział się o filmach, przy których pracuję i robię w nich dźwięk, o moich występach, kiedy śpiewam. Chciałabym po prostu wiedzieć, co myśli i czy jest ze mnie dumy.

– Jakim go zapamiętałaś? Czy był Twoim przyjacielem?

– Nie ukrywam, że jestem tzw. późnym dzieckiem, już w podstawówce moi rówieśnicy mówili: „Jula, twój dziadek przyszedł” a ja musiałam tłumaczyć im, że to nie jest dziadek, zresztą… do dziś to robię. Wydaje mi się, że ten fakt „bycia późnym dzieckiem” bardzo wpłynął na to, jakim był Tatą, ponieważ gdy się urodziłam, miał za sobą bardzo duży bagaż doświadczeń, tras koncertowych oraz wydanych albumów studyjnych. Sądzę, że był już po prostu zmęczony tym wszystkim i zmieniły się mu priorytety, ponieważ osiągnął swoje cele dotyczące kariery i był już artystą spełnionym. Dzięki temu zapamiętałam go przede wszystkim jako osobę bardzo rodzinną, czułą i kochającą. Tata był najbardziej szczęśliwy, kiedy mógł nie wychodzić z domu i spędzać czas z nami. Wracając do drugiej części Twojego pytania, oczywiście, że mogłabym nazwać Tatę moim przyjacielem, ale staram się unikać tego słowa w stosunku do rodziców, wydaje mi się, że prawdziwa bardzo dobra relacja z rodzicem to zdecydowanie coś więcej niż przyjaźń.

– Powiedziałaś niedawno, że Przemysław Gintrowski lubił piękne słowa i mądrość, którą mają do przekazania utwory. Możesz wymienić kilka tych słów? I jak myślisz, dlaczego akurat te?

– Zgadza się, całkiem niedawno miałam okazję powiedzieć takie zdanie i wydaje mi się, że nikogo z prawdziwych fanów Taty nie zaskoczę, gdy przytoczę fragment utworu „Potęga smaku” Zbigniewa Herberta: „Tak więc Estetyka może być pomocna w życiu/ nie należy zaniedbywać nauki o pięknie”. Ten cytat tłumaczy wcześniej wspomniane moje słowa, te dwa wersy można powiedzieć, że, stały się filozofią życiową Taty. Wydaje mi się, że każdy z nas powinien otaczać się pięknem w każdym aspekcie życia i nie mówię tutaj o dobrach luksusowych, ale o tym, aby otaczać się pięknymi ludźmi wewnętrznie. To właśnie robił Tata.

– Jakie jest Twoje najpiękniejsze zdarzenie z udziałem Twojego Taty, które pamiętasz do dzisiaj?

– Nie jesteś pierwszą osobą, która zadaje mi to pytanie i niestety muszę was wszystkich zawieść, ponieważ nie odpowiem na nie. Bardzo ważnym jest to, by wiedzieć co można powiedzieć, a co zostawić dla siebie, mnie bardzo zależy na tym, żeby moje najpiękniejsze wspomnienie, które mam z Tatą zostało tylko między nami, bo coś trzeba zostawić dla siebie.

– Pięknie to ujęłaś. Powiedz proszę, jak z biegiem lat odbierasz twórczość Przemysława Gintrowskiego? Czy podzielasz jego wybory muzyczne?

– Oczywiste jest, że odbieram ją bardzo dobrze i wielbię całym moim serduszkiem, chyba nie mogłabym inaczej, w końcu wychowałam się na tej muzyce. Tata zabierał mnie na koncerty, ale też do studia, kiedy tworzył swoje dwie ostatnie płyty „Tren” oraz „Kanapkę z człowiekiem i trzy zapomniane piosenki”. Pomijając już mój stosunek emocjonalny do tych utworów, uważam, że one po prostu są świetne. Zarówno pod względem muzycznym jak i ze względu na to, że idealnie odzwierciedlają wartość tekstów. I mówię to jako osoba wykształcona muzycznie, a nie córka. Tata miał niesamowitą zdolność interpretacji utworów i wspaniałą barwę głosu, która dawała mu duży wachlarz kolorów.
Świat się zmienia, ludzie żyją w szalonej, skomercjalizowanej rzeczywistości, jak myślisz, czy jego piosenki są nadal ważne dla ludzi? 

– Oczywiście, że tak i wiem, że ta muzyka nie jest obca ani mojemu pokoleniu, ani osobom młodszym od nas, choć to grono słuchaczy jest mniejsze niż w pokoleniu Mamy czy Taty. Rzeczywiście żyjemy w czasach, gdy ludzkość troszkę zbłądziła i wpadła w wir kapitalizmu, ale dlatego tworzymy takie inicjatywy jak festiwal „PAMIĄTKI”, żeby dalej przypominać i pielęgnować tę twórczość. Utwory Taty jak i całego Trio posiadają takie teksty, że w dzisiejszych czasach nabierają one nowego znaczenia, są po prostu uniwersalne i dlatego są nadal dla ludzi ważne. Krew mnie zalewa, gdy wspominam czasy szkoły i lekcje języka polskiego, gdzie istniała tylko jedna słuszna interpretacja utworu. Uważam, że każdy z nas interpretuje i rozumie dane teksty czy muzykę przez pryzmat własnego bagażu doświadczeń i wrażliwości, bądź dlatego, że dany utwór towarzyszył nam w takim, a nie innym momencie naszego życia.
– Czy trudno być córką legendarnego barda?

– Trudno i nietrudno. To zależy od otoczenia, w którym aktualnie się znajduję. Na etapie szkolnym moi wszyscy nauczyciele wiedzieli, że jestem córką Gintrowskiego, co nie dawało mi startu od zera. Nigdy nie wiedziałam, czy dany nauczyciel mnie lubi bądź nie lubi, czy też po prostu darzy Tatę sympatią lub przeciwnie. Pamiętam jak moja ukochana nauczycielka od matematyki powiedziała mi na koniec gimnazjum, że darzy mnie bardzo dużą sympatią, ale nie ze względu na mojego Tatę, ale za to, jakim jestem człowiekiem i to była jedna z milszych rzeczy jaką usłyszałam w szkole. Kiedy jestem na studiach sytuacja się troszkę zmieniła, będąc na studiach ekonomicznych, chyba tylko dwa razy zdarzyło mi się, żeby wykładowca mnie spytał, czy jestem spokrewniona z Przemysławem Gintrowskim, czuje się tam niewątpliwe

bardziej anonimowo. Jednak będąc studentką szkoły filmowej sytuacja wygląda zupełnie inaczej, ponieważ duża część moich wykładowców miała okazję współpracować z Tatą.

– Wszyscy, którzy mieli okazję widzieć Twoje wykonanie piosenki „Kołysanka” z filmu „Tato” nie kryją wzruszenia. A Ty, co czujesz jak wychodzisz na scenę i wykonujesz ten utwór?

– Może zacznę od tego, że bardzo mnie cieszy wzruszanie widzów, ponieważ to znaczy, że osiągnęłam swój cel, czyli poruszyć ludzi i pokazać, jaką miałam i mam relacje z Tatę. Dla mnie nie ma milszego komplementu niż prawdziwe łzy wzruszenia odbiorcy, żadne słowa tego nie zastąpią. Co do moich uczuć, to bardzo ciężko jest mi odpowiedzieć co odczuwam, kiedy wykonuję ten utwór, ponieważ jest to dosyć złożony wachlarz emocji. Wykonywałam Kołysankę w różnych wariantach sama i z Tatą. Wykonując ten utwór po raz pierwszy w Teatrze Wielkim mając 18 lat, myślałam, że trudniejszego zadania nie będę miała.

– To było pierwsze Twoje wystąpienie przed dużą publicznością?

– Tak i sam fakt Teatru Wielkiego był już dla mnie przytłaczający, a żeby było śmieszniej to oczywiście musiałam być wtedy chora, na próbie generalnej nie zaśpiewałam pierwszej zwrotki, bo gardło odmówiło mi posłuszeństwa. Możesz sobie wyobrazić mój poziom stresu. Jednak półtora roku temu okazało się, że owszem może być trudniej. W mojej ukochanej Warszawskiej Szkole Filmowej powstał spektakl multimedialny „Postacie”, który został zaprezentowany rok temu tutaj na festiwalu, który uwielbiam i nie jestem w stanie powiedzieć jak wdzięczna jestem każdej osobie, która przyczyniła się do powstania tego spektaklu. Premiera odbyła się w Kinie Elektronik w lutym i to właśnie wtedy wykonałam „Tylko Kołysankę” po raz pierwszy razem z Tatą. Chyba nigdy w życiu nie miałam takiego rollercoastera emocjonalnego przed wyjściem na scenę i po zejściu z niej. Kompletnie nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Następnego dnia musiałam to odchorować. Spektakl był bardzo dla mnie ważny, też ze względu na miejsce. Tata był mocno związany ze środowiskiem filmowym i też z samym WSFem. Tam nie było przypadkowych ludzi.

– Zbigniew Herbert był dla Twojego Taty mistrzem duchowym. Czy dla Ciebie też stał się ważnym w życiu poetą?

– Niewątpliwe Zbigniew Herbert był ukochanym poetą Taty, a mnie towarzyszy od początku mojego istnienia, więc śmiało mogę przyznać, że ma on duży wpływ na mnie. Bez wątpienia stykanie się z jego twórczością w tak młodym wieku pozwoliło rozwinąć moją wrażliwość na poezję, analogicznie, fakt, że od najmłodszych lat zostałam wysłana przez rodziców do szkoły muzycznej, gdzie grałam i słuchałam muzyki klasycznej, pozwolił mi rozwinąć moją wrażliwość muzyczną. Jednym z moich ulubionych wierszy Herberta, do którego Tata napisał muzykę jest „Przesłuchanie anioła”, gdzie poeta przedstawia niewiarygodnie realistyczny brutalny obraz. Tekst jest bardzo trudny, okrutny, doprowadza mnie do łez. Może zabrzmi to dziwnie, ale lubię jak coś mnie tak mocno złapie za serce i mocno mną wstrząśnie. Muszę się jednak przyznać, że bardziej utożsamiam się z poezją Sieniawskiego, może dlatego, że uwielbiam utwory Taty właśnie do jego wierszy.

– Tak w ogóle, to co odziedziczyłaś po Tacie? Poczucie humoru? Jakieś talenty?

– Po Tacie odziedziczyłam przede wszystkim oczy! Ogólnie rzecz biorąc, dużo osób twierdzi, włącznie z moją Mamą, że jesteśmy bardzo do siebie podobni pod względem wyglądu jak i charakteru. Sadzę, że mieliśmy podobne poczucie humoru, chociaż to kwestia bardziej wychowania i ilości spędzonego czasu razem. Tata był umysłem ścisłym, uwielbiał matematykę i fizykę, którą nawet studiował jako drugi kierunek, ale też skończył słynny wydział Mechaniczny Energetyki i Lotnictwa (MEL) na Politechnice Warszawskiej. Sama zresztą też jestem umysłem ścisłym, ale to nic dziwnego, Mama również nim jest, więc jak ma się obydwoje takich rodziców to innej drogi nie ma Był nawet taki czas, kiedy Tata sam uczył tych przedmiotów i tak się stało, że mnie też to nie ominęło. Przygotowywał mnie do egzaminów z matematyki, gdy zdawałam do gimnazjum i tak zaraził mnie tą małą pasją. Co prawda do łagodnych nauczycieli to bym go nie zaliczyła, ale wiedzę dobrze przekazywał! A ja wylądowałam w liceum w klasie z rozszerzoną matematyką i geografią. Na koniec oczywiście zostawiłam kwestie muzyki, nie wiem, czy odziedziczyłam po Tacie talent muzyczny, bo nie mnie to oceniać, czas pokaże, ale wiem, że odziedziczyłam wielką miłość i fascynację do muzyki, która jest nieodłącznym elementem mojego życia. W szkole muzycznej, grając na fortepianie, spędziłam tyle samo czasu, co w zwykłej, więc to całkiem sporo czasu.

– Zdarza nam się często charakteryzować danego człowieka po jego wadach i zaletach. Wymień proszę największe wady i zalety Przemysława Gintrowskiego?

– Może zacznę bardziej pozytywnie – od zalet. Pierwszą była już wcześniej przeze mnie wspomniana rodzinność, Tata dla nas rzuciłby się w ogień i dał się poćwiartować, był bardzo kochającym rodzicem. Sądzę, że dostałam więcej miłości niż niejedno dziecko posiadające rodzica o wiele dłużej niż ja. Oprócz tego Tata był osobą bardzo wrażliwą, co czyniło go wyjątkowym, a jednocześnie było jego przekleństwem, wiem to z autopsji, to kolejna rzecz, którą odziedziczyłam po Tacie. Dzięki tej wrażliwości Tata stworzył tyle wspaniałych rzeczy. Kolejną bardzo ważną zaletą Taty, za którą też sądzę był ceniony było to, że był konsekwentny, sama też bardzo cenię sobie tę cechę i byłam tak wychowywana przez rodziców. A przechodząc do wad to należy wspomnieć o impulsywności, ale to dotyczy też mnie i Mamy. Również sam o sobie mówił, że jest dosyć leniwą osobą, chociaż przyznam się szczerze, że osobiście nie widzę tego i na pewno znam większych leni. Zresztą dorobek Taty jest spory i wszechstronny, ponieważ oprócz albumów solowych i Tria, pisał muzykę do filmów i spektakli.

– A jaka jest Julia Gintrowska? Co porabiasz obecnie i jakie masz plany na swoją dalszą przyszłość?

– Jestem przede wszystkim sobą, Julką Gintrowską. Zazwyczaj jestem osobą bardzo energetyczną i otwartą, której jest wszędzie dużo, a jak mnie nie widać, to mnie słychać. Moja znajoma stwierdziła kiedyś, że jestem po prostu akustyczna i wydaje mi się, że bardziej to do mnie pasuje niż głośna. Mam też dni, kiedy potrzebuję ciszy i spokoju i zamykam się w swoich czterech ścianach, potrafię przejść przez wszystkie stany emocjonalne w ciągu jednego dnia, ale to gdzieś wynika z mojej wrażliwości i impulsywności. Obecnie powoli kończę studia, jestem studentką trzeciego roku Warszawskiej Szkoły Filmowej i nie, nie jestem na aktorstwie, tylko na dźwięku! Równolegle studiuję w Szkole Głównej Handlowej, gdzie jestem również na trzecim roku, ale ze względu na urlop dziekański, będę kończyć tę przygodę dopiero w semestrze zimowym. Aktualnie skupiam się na tym, aby dokończyć moje dwa kierunki, a następnie iść na studia bardziej związane z muzyką, bo właśnie w tym kierunku chcę podążać.

– Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Jacek Pechman