Krzysztof Bagorski (na zdj.) mieszka obecnie w Małym Bukowcu k. Starogardu Gdańskiego, chociaż przez całe swoje życie był związany z Gdynią. Z zawodu jest plastykiem, a jego portrety Przemysława Gintrowskiego można zobaczyć na naszym portalu w zakładce „Gintrowski w rysunku”.
– Jak trafił Pan na twórczość Gintrowskiego?
– Tę historię opowiadałem kilka razy, ale zawsze bardzo chętnie do niej wracam.
Najpierw był Jacek Kaczmarski. Koniec lat osiemdziesiątych i końcówka szkoły podstawowej. W moim domu sytuacja była klarowna, podejście do sytuacji politycznej było jednoznacznie negatywne. Stąd gdzieś na kasetach zetknąłem się z pojedynczymi utworami Kaczmarskiego, a także z płytą „Litania”, którą miałem okazję znać w wersji winylowej, przywiezionej z Zachodu. Przegrałem na kasetę. W naturalny sposób zainteresowanie tą twórczością doprowadziło mnie do Przemysława Gintrowskiego. Poza nagraniami z Kaczmarskim, również płyty autorskie „Pamiątki”, „Kamienie”.
Wspaniały głos artysty z wyjątkowymi tekstami i muzyką sprawiły, że odtąd obaj panowie byli dla mnie kimś bardzo ważnym i bliskim.
– Czy jest jakiś utwór z repertuaru Przemysława Gintrowskiego, który jest dla Pana ważny? Taki, dzięki któremu coś się zadziało w Pana życiu.
– Gdybym miał podać jakiś jeden utwór, który był moją pierwszą miłością do twórczości Przemka Gintrowskiego, to byłby to zdecydowanie „Autoportret Witkacego”.
– Dlaczego?
– Otóż jako osoba zajmująca się malarstwem, rysunkiem od 11 roku życia, byłem zafascynowany portretem i to robiłem najchętniej. Kiedy usłyszałem „Autoportret Witkacego”, to zainteresowałem się tym artystą. Nie pamiętam czy był to rok 1988 czy 1989, ale kupiłem wtedy swój pierwszy album z pracami Witkiewicza. W ten sposób zetknąłem się z techniką suchej pasteli, która od tamtej pory jest moim głównym medium malarskim. Jestem więc ich dłużnikiem i w dużym stopniu to co robię i kim jestem, to kontakt z tą twórczością.
Wracając do samego utworu, to tekst Kaczmarskiego z muzyką i wykonaniem Gintrowskiego był dla mnie magiczny. Wtedy jeszcze nie wiedziałem jak bardzo jest prawdziwy, jak w kilku minutach zamyka postać tego wyjątkowego malarza jakim był Witkacy. Genialny utwór. Od tamtej pory chłonąłem wszystko co śpiewał Przemysław Gintrowski. Wspaniała muzyka do tekstów Kaczmarskiego, ale też do Krzysztofa Sieniawskiego, Jerzego Czecha … No i oczywiście do Zbigniewa Herberta.
– Czyli „tekściarza” barda…
– Tak jak Gintrowskiemu, Kaczmarskiemu i Łapińskiemu zawdzięczam swoje zainteresowanie historią, bo były to lekcje historii wyjątkowe, tak samemu Gintrowskiemu zawdzięczam poznanie twórczości Zbigniewa Herberta.
Wspaniale wykonywał jego wiersze. Jak sam mówił w jednej z rozmów dostępnych na Youtubie: „może powiem nieskromnie, ale jestem najlepszym wykonawcą i autorem muzyki do wierszy Herberta”. Moim zdaniem miał rację. Dla mnie to jedność. Bardzo żałuję, że tylko tyle nam tego zostawił. Płytę „Tren” uważam za genialną i chyba jego najlepszą. Jednak w dyskografii Przemka Gintrowskiego nie ma słabych pozycji. Dla mnie stopniowanie ich jest bardzo trudne. Cenię wszystkie podobnie.
Chciałbym dodać jeszcze, że moja estyma do Gintrowskiego wynika nie tylko z jego twórczość, ale też z postawy życiowej, poglądów i wierności im.
– Jest Pan autorem kilku rysunków, na których uwiecznił Pan Przemysława Gintrowskiego.
– To prawda, jestem portrecistą, więc poza zamówieniami wykonuję portrety osób które chcę uwiecznić. Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy. To prawda. Dla mnie jest to też twarz. Ciekawe i interesujące urodą kobiety, to wielka przyjemność pracy. Po prostu widzę kogoś i wiem że chciałbym zrobić portret. Drugą grupą są postacie, które wywarły na mnie jakiś wpływ. Osoby które szanuję i cenię z różnych powodów. Postacie historyczne, ale też współczesne. Żyjące jak i nieżyjące.
Przemysław Gintrowski zdecydowanie zalicza się do tej grupy. Jest mi bliski, choć spotkałem go tylko raz. Żałuję, że w latach dziewięćdziesiątych nie zobaczyłem całego tria. To były inne czasy. Inne miałem możliwości. Ale wracając do portretów, to pomimo znajomości jego twórczości od końca lat osiemdziesiątych, portret zrobiłem dopiero w 2009 roku.
– Jak do tego doszło?
– Było to krótko po wyjątkowym koncercie w Gdańsku w kościele Świętego Jana, poświęconemu pamięci Jacka Kaczmarskiego w 5 rocznicę śmierci.
Wtedy to jedyny raz w życiu rozmawiałem z nim chwilę. Pamiątką jest autograf na okładce płyty. Sam portret to był impuls. Najpierw zrobiłem portret „Kataryniarz” na podstawie własnej fotografii z tego koncertu, a później ten czarnobiały na podstawie fotografii Przemka Czyżewskiego, który był później, do śmierci artysty, na jego oficjalnej stronie internetowej, co było dla mnie olbrzymim wyróżnieniem i powodem do dumy.
Kolejne moje prace poświęcone Gintrowskiemu powstały w następnych latach. Kilka dni po jego odejściu zrobiłem mały portret, a w 2017 powstało kilka rysunków, które były fragmentem zbioru obrazów na wernisaż wystawy w Wieliczce, związanego z maratonem twórczości Jacka Kaczmarskiego „kaczmarski underground”, na który zostałem zaproszony przez organizatorów.
Wszystko wskazuje na to, że jeszcze będę wracał do tematu.
Gintrowski poza tym, że jest postacią dla mnie wyjątkową, ma też ciekawe rysy twarzy, co również wpływa na pracę nad portretem.
– Czy tworząc nowe swoje prace plastyczne, słucha Pan piosenek Przemysława Gintrowskiego?
– Ta twórczość jest dla mnie wciąż żywa, towarzyszy mi mimo upływu lata i tylko żal, że tych artystów nie ma już wśród nas i że nie miałem szczęścia ich dobrze poznać. Muszę się Panu przyznać, że choć słucham różnej muzyki, to bardzo często przy pracy nad obrazami towarzyszy mi głos Przemysława Gintrowskiego. Podobnie w samochodzie króluje trio i ich solowe albumy.
-Dziękuję za rozmowę. (jp)