Przemysław Gintrowski zmarł po długiej i ciężkiej chorobie w wieku 61 lat. Ponieważ zawsze był szczupły i miał cerę lekko zniszczoną, nikt ze znajomych nie domyślał się syndromów choroby. Janusz Zaorski wspominał nawet niedawny spacer, kiedy Gintrowski skarżył się na nerki i wątrobę . Ale na to skarży się wielu artystów.

Jego charakterystyczny głos przypominał nieco rosyjskiego barda Włodzimierza Wysockiego. Komentował i kontestował polską rzeczywistość.

„Jedno życie, a spraw tyle
ugryźć sam nie jesteś w stanie.
Któż zastąpi cię na chwilę,
solidarnie da ci zmianę?
Zmniejszy trosk twych utarg dzienny
lekko, łatwo i przyjemnie?
Zaufania godny zmiennik
i na odwrót i wzajemnie.

Te słowa wiersza Jacka Janczarskiego w kompozytorskim wykonaniu Przemysława Gintrowskiego mocno zapadły w pamięć widzom serialu „Zmiennicy”. Gintrowski zaśpiewał ten utwór tak, że czuło się w tym wykonaniu osobisty komentarz do absurdów codzienności i udręki życia przeciętnego Polaka. Charakterystyczny, chropowaty głos najsilniej wybrzmiewał w ostatniej frazie sugerującej, że coś być musi, do cholery, za zakrętem.

Był mocno związany z kulturą studencką. Zadebiutował w 1976 roku. W warszawskiej Riwierze zaśpiewał wówczas „Epitafium dla Sergiusza Jesienina”.

Trio

Niedługo później stworzył słynne trio z Jackiem Kaczmarskim i Zbigniewem Łapińskim. Ich program „Mury” śpiewała cała Polska. A tytułowa piosenka mimo, że oparta na utworze katalońskiego barda Lluisa Llacha , tak bardzo zrosła się z naszą historią, że traktowano ją za utwór rodzimy i szybko okrzyknięto hymnem „Solidarności”. Kolejne programy, jakie stworzyli wspólnie to 'Raj” i „Muzeum”. Na XIX Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu Gintrowski wraz z Kaczmarskim otrzymał II nagrodę za piosenkę „Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego”.

Trio rozpadło się w grudniu 1981 roku podczas trasy koncertowej we Francji. Łapiński i Gintrowski zdecydowali się na powrót do Polski, Kaczmarski pozostał w Paryżu.

Kompozytor filmowy

– Przemek kojarzy się przede wszystkim z triem, a tak naprawdę jego dorobek jest znacznie szerszy – mówi kompozytor Jerzy Satanowski. – Po rozstaniu z Kaczmarskim i Łapińskim zapragnął stać się przede wszystkim kompozytorem filmowym, to było jego wielkie marzenie. Realizował je z powodzeniem, nie zaniedbując projektów poetyckich, takich choćby jak Herbert.

W czasie stanu wojennego Gintrowski bardzo aktywnie zaangażował się w działalność podziemną.

Słynne były jego koncerty w warszawskim Muzeum Archidiecezji. Wiele jego utworów trafiło do tzw. drugiego obiegu. Niektóre były nagrywane nieoficjalnie. Np. podczas sesji nagraniowej do filmu „Matka Królów” Janusza Zaorskiego udało się Gintrowskiemu nagrać nielegalnie płytę „Pamiątki”, a potem w podobny sposób w studiu Akademii Muzycznej im. Chopina głośny album „Raport z oblężonego miasta”. Ta ostania stała się prawdziwym hitem drugiego obiegu i doczekała wielotysięcznych nielegalnych kopii.

– Gintrowski był moim wieloletnim sąsiadem – wspomina Janusz Zaorski. – Pod koniec lat 70-tych wystąpił wraz z Jackiem Kaczmarskim w moim domu. Zorganizowaliśmy im kameralny występ dla zaproszonych gości. Z tego koncertu zrobiliśmy nielegalne, choć profesjonalne nagranie, które potem Agnieszka Holland wywiozła do Szwecji. Gintrowski z Kaczmarskim wydawali mi się takim ciekawym duetem, że zaproponowałem im udział w filmie „Dziecinne pytania”. Nie tylko skomponowali muzykę, ale też zagrali studentów podczas marca 1968 roku. Film oczywiście trafił na półki, a potem wielkim wyzwaniem dla Gintrowskiego były kompozycje do „Matki Królów”. To był jedyny taki przypadek, że opowiedziałem mu muzykę. Wprowadziłem w konwencję. A on doskonale pojął o co mi chodzi i znakomicie pomysł rozwinął. Podobne doświadczenie miałem kiedyś z Jerzym Satanowskim. W przypadku „Matki Królów” zależało mi na dwóch rodzajach muzyki. Pierwszy dotyczył świata Łucji Król, czyli przeciętnego Polaka, drugi – świata urzędników, oficjalnych postaci (…). Przemek znakomicie wyczuł konwencję.

Janusz Zaorski przyznaje, że jest pod wielkim wrażeniem piosenki Gintrowskiego i Osieckiej „Na zakręcie”, wykonanej przejmująco przez Krystynę Jandę. Wielokrotnie przymierzał się nawet, by nakręcić do niej teledysk. Od władz telewizji nigdy nie otrzymał na niego zgody

„Ostatni prom”

– Przemysław Gintrowski napisał do mojego „Ostatniego promu” wspaniałą muzykę, która dawała filmowi skrzydła i olbrzymią energię. Świetnie współgrała z obrazem – mówi Waldemar Krzystek. – Gdy niedawno oglądałem ten film pomyślałem sobie ze smutkiem, że tylu wspaniałych ludzi, którzy przy nim pracowali, już odeszło.

– Kiedy Przemysław Gintrowski pisał muzykę do mojej „Historii niemoralnej” zapamiętałam go jako wspaniałego człowieka, który nie ulegał pokusom współczesnego świata. Przez to też był w cieniu, co uważam za wielce niesprawiedliwe – wspomina Barbara Sass. – Nie pchał się i pozostał z boku. A był niewątpliwie zdolnym człowiekiem. Wydawał się niezwykle uczciwy i szlachetny w tym co robi i za to go szczególnie cenię.

– Widywałem go jeszcze czasem, jak przyjeżdżałem do Warszawy – mówi Waldemar Krzystek. – Smutno mi się robi, jak sobie przypomnę kiedy ostatni raz go spotkałem. Powiedziałem ze smutkiem: Już się nie będę pytał, jak się czujesz. Widać było, że jest bardzo chory. Odpowiedział: Masz rację, nie pytaj. Tylu wspaniałych ludzi odchodzi z tamtych lat. Wiem, że to nieuniknione, ale i tak jest przykro.

Jan Bończa-Szabłowski

/źródło:pisf.pl/