W Internecie można natknąć się na informację, że koncert we Wrocławiu w lutym 2012 roku był ostatnim publicznym koncertem Przemysława Gintrowskiego. To nie jest prawdziwa informacja, gdyż ostatnim koncertem barda był ten, który odbył się 1 marca 2012 roku w „Przystanku Historia” w Warszawie. Tak to wydarzenie wspomina Małgorzata, która była zaangażowana w jego zorganizowanie:

Wiosną upłynęło 10 lat od koncertu Przemysława Gintrowskiego w warszawskim „Przystanku Historia”. Wieczorny koncert był kulminacyjnym punktem organizowanych przez Instytut Pamięci Narodowej obchodów 1 Marca – Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych, które w 2012 roku po raz pierwszy było tak szeroko celebrowane. Wśród licznych zorganizowanych przedsięwzięć były: debaty naukowe, adresowane do szkół pokazy spektaklu Teatru Telewizji oraz specjalne materiały edukacyjne. Na zakończenie przewidziano koncert. Organizatorzy rozważali, czy scenę oddać przedstawicielowi młodego pokolenia, które nie doświadczyło osobiście komunizmu, czy, wręcz przeciwnie, posłuchać głosu barda, któremu dane było występować w podziemiu. Pierwszą i najbardziej oczywistą, spośród branych pod uwagę, kandydaturą był pieśniarz i kompozytor – Przemysław Gintrowski. Nikomu nie trzeba było tego wyboru uzasadniać.

Pojawiło się tylko pytanie, czy legendarny Bard, znany każdemu z brawurowych wykonań wspólnie z Jackiem Kaczmarskim „Murów” i „Modlitwy o wschodzie słońca”, zgodzi się wystąpić w takich okolicznościach. Dość szybko udało się nawiązać kontakt z menagerem pieśniarza – Jackiem Pechmanem. Dzięki niemu sprawy nabrały tempa i po wielu tygodniach przygotowań i pewnego niepokoju – wszak sala konferencyjna w centrum Warszawy nieczęsto była wykorzystywana do takich celów – nadszedł pamiętny czwartek.

Nic nie było oczywiste tego dnia. Kiedy dziś przeglądam ofertę różnych wydarzeń organizowanych 1 marca 2012 r. dla upamiętnienia żołnierzy antykomunistycznego powojennego podziemia zbrojnego, widzę nieujarzmiony entuzjazm wielu środowisk, które pragnęły oddać im należną cześć po dziesięcioleciach zaniedbań. Wobec mnogości odbywających się równocześnie przedsięwzięć (adresowanych w sumie do podobnej grupy nastawionych patriotycznie odbiorców) nie mogliśmy mieć pewności, że koncert będzie sukcesem frekwencyjnym. W głębi duszy jednak wierzyliśmy, że telebim, który umieściliśmy na zewnątrz sali, okaże się niezbędny…

Przemysław Gintrowski miał, zgodnie z ustalonym planem, przybyć na próbę, która została zaplanowana na około godzinę przed występem. W napięciu czekaliśmy na gwiazdę. O umówionej porze pojawił się skromny, ubrany na czarno, człowiek z gitarą. Uwagę przykuwał futerał instrumentu. Zniszczony, oklejony plastrami i naklejkami wyglądał, jakby miał kilkadziesiąt lat… Jednak największym zaskoczeniem dla nas był cichy głos pieśniarza… I jego spokojne zachowanie… Kilka rzeczowych pytań, uzgodnienia techniczne, próba… Nie chciał nawet skorzystać z zaproszenia na kawę. Sprawiał wrażenie, że dobrze się czuje w małym pomieszczeniu, które przygotowaliśmy w pobliżu sceny. Jego twarz emanowała spokojem, który udzielił się także organizatorom.

I kiedy sala się napełniła, kiedy nie dawało się już domknąć drzwi, kiedy zagęszczała się także przestrzeń przed telebimem, otrzymałam sms od Jacka Pechmana, któremu inne obowiązki nie pozwoliły przyjechać z Kołobrzegu. „Proszę się nie martwić, wszystko się uda, dobre anioły czuwają” – napisał. Miał rację… Po dziesięciu latach wciąż pamiętam emocje towarzyszące temu niezwykłemu występowi, choć trudno przywołać w pamięci poszczególne utwory.

Wtedy nikt nie myślał, że po kilku miesiącach przyjdzie nam pożegnać Przemysława i ten szczególny koncert zostanie zapamiętany jako Jego ostatni… W tym kontekście jeszcze bardziej poruszają wyśpiewane ze sceny słowa jednego z moich ulubionych utworów („Powrót”):

Wszystkie drogi teraz moje kiedy wiem jak dojść do zgody
Żadna burza cisza susza nie zakłóci mojej drogi
Nie horyzont coraz nowy nowa wciąż fatamorgan
Ale obraz świata sponad szczytu duszy oglądany
Tam dziś wspiąłem się
Znalazłem raj
Raj bez granic
– Jesteś w raju
Jesteś w raju
Żaden tłum nie dotarł nigdy na twój szczyt
Jesteś w raju
Jesteś w raju
Gdzie spokojny słyszysz krwi i myśli rytm…
– Jestem w raju
Jestem w raju
Żaden tłum nie dotarł nigdy na mój szczyt
Jestem w raju
Jestem w raju
Gdzie spokojny słyszę krwi i myśli rytm…

Kłopoty techniczne sprawiły, że występ nie został zarejestrowany i nie można dziś go odtworzyć. Jednak przesłanie Barda pozostaje w naszej pamięci. Udało mu się poruszyć tłum gości „Przystanku Historia”, skłonić do zadumy przedstawicieli różnych pokoleń i oddać cześć tym, o których „Historia głucho milczała”.

W moim sercu na zawsze pozostanie wspomnienie spotkania z tym niezwykłym, skromnym człowiekiem, który z szacunkiem odnosił się do każdej spotkanej osoby, który nie okazywał, że jest gwiazdą. Kilka minut rozmowy przed koncertem (na różne tematy – o wartościach, o wychowywaniu dzieci, o codziennych problemach) było dla mnie nie mniejszą lekcją pokory niż słowa „ale chroń mnie Panie od pogardy, o nienawiści strzeż mnie Boże…”, które wybrzmiały ze sceny.”

Fot. Piotr Życieński