Rozmowa z Justyną Odon, laureatką III miejsca w konkursie „Pamiątki” 2020

– Ma Pani 26 lat, mieszka w Krakowie i jest absolwentką Uniwersytetu Ekonomicznego oraz Akademii Muzycznej w Krakowie. Na drugiej edycji Przeglądu „Pamiątki” zdobyła Pani w konkursie na interpretację piosenek Gintrowskiego trzecie miejsce. Pamięta Pani moment, w którym pierwszy raz zetknęła się Pani z twórczością Przemysława Gintrowskiego?

– Miałam wtedy 13 lat. W Kazimierzy Wielkiej, z okolic których pochodzę, co roku organizowany jest Przegląd Twórczości Jacka Kaczmarskiego i oto zbliżała się magiczna wyznaczona regulaminem granica wieku, w którym już mogłam brać w nim udział. To największe tego typu przedsięwzięcie w moich stronach – wiedziałam, że chcę się zaprezentować, ale nie miałam pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Mój zaprawiony w konkursowych bojach znajomy przekazał mi wtedy jakiś losowy zbiór kilkunastu piosenek Tria ze słowami “masz, wybierz coś sobie”. I w ten oto sposób zaczął powoli otwierać się świat, którego do tej pory nie znałam. Szczególnie ujął mnie wtedy utwór “Syn marnotrawny” – bardzo ubolewałam, że jako ledwie nastoletnia dziewczyna nie mam warunków, by go dobrze wykonać. Nie mieściło mi się w głowie, jak można śpiewać najpierw “tak nisko”, a zaraz potem “tak wysoko i głośno”. Ujęła mnie wtedy niezwykła moc tego głębokiego, męskiego głosu – sposób, w jaki śpiewał, przyprawiał mnie o ciarki. Kiedy dowiedziałam się, że to jednocześnie kompozytor tego utworu – przepadłam bez reszty. Stąd już tylko krok do poznania kompozycji do słów Herberta. To dzięki muzyce Gintrowskiego odczarowałam sobie poetę, którego znałam tylko z tych “trudnych wierszy w książce od polskiego”.

– Jak Pani odbiera piosenki Gintrowskiego?

– Piosenki Przemysława Gintrowskiego to dla mnie źródło czystej przyjemności słuchania. Gintrowski miał wielką lekkość w układaniu pięknych melodii, które ubierał w interesującą harmonię. Słychać w tym duże wyczucie i wrażliwość na tekst, co szczególnie sobie cenię. Zwłaszcza kompozycje do wierszy Herberta świadczą o jego warsztacie – nie były pisane z myślą o umuzycznieniu i każdy z nich stanowi już całość, mimo to Gintrowskiemu udało się dodać im jeszcze więcej blasku. 

– Czym w takim razie jest dla Pani twórczość tego legendarnego barda?

– Twórczość Przemysława Gintrowskiego jest dla mnie okazją do refleksji i wzruszeń. Dlatego szczególnie sobie cenię konkursy i przeglądy, w których mam okazję zaprezentować te piosenki. Takie przedsięwzięcia motywują mnie to tego, aby ponownie nachylić się nad znanymi mi utworami, odkryć nowe znaczenia, przepuścić przez siebie i wzbudzić coś w słuchaczu. 

– W konkursie, który przyniósł Pani trzecie miejsce, zaśpiewała Pani „Judytę” i „Epitafium dla Sergiusza Jesienina”. Dlaczego akurat te piosenki?

– Od pierwszego przesłuchania wiedziałam, że chcę kiedyś zaśpiewać “Judytę”. Ujęła mnie piękna, płynąca melodia jako kontrast do mrocznego tekstu Jerzego Czecha. To dzięki temu utworowi w ogóle poznałam tę postać biblijną. Od razu wyobraziłam sobie jej wewnętrzne rozdarcie. Z kolei “Epitafium dla Sergiusza Jesienina” musiało we mnie dojrzeć. Ten monumentalny utwór nie jest łatwy – nie tylko pod względem wokalnym. Wymagał ode mnie zagłębienia się w historię życia oraz twórczość Jesienina. To ponad siedem minut stałego dozowania napięcia, przeplatanie mocy i delikatności. Nieocenioną pomocą byli dla mnie gitarzysta i pianista. Pierwszy raz wykonaliśmy ten utwór na XIII Wieczorze Piosenki Jacka Kaczmarskiego, organizowanym w Krakowie przez Samorząd Studentów UJ. Publiczność przyjęła go z wielkim entuzjazmem, powietrze aż drżało od energii. Chciałam tego doświadczyć jeszcze raz. 

-Dziękuję za rozmowę. (an)