Dla Przemysława Gintrowskiego i Jacka Kaczmarskiego wolność była wartością nadrzędną – wyrażaliśmy to w naszej twórczości; także w czasie strajków w Stoczni Gdańskiej w1980 roku – powiedział Gintrowski w rozmowie z PAP.

Kiedy śpiewaliśmy, że „nikt nikogo zniewalać nie może”, to chodziło nam właśnie o to – wyjaśnił Gintrowski, który wraz z Kaczmarskim koncertował w latach 1980-1981 po całej Polsce. W samej Stoczni – jak np. Maciej Pietrzyk – nie byliśmy, lecz w sprawę strajków byliśmy bardzo zaangażowani. Kiedy rozpoczęły się sierpniowe wydarzenia, myśleliśmy, że to już koniec komunizmu w kraju – powiedział.

Artysta spędzał lato 1980 roku na spływie kajakowym na Pojezierzu Drawskim. Miałem ze sobą radioodbiornik, pierwsze wieści o strajkach w Gdańsku dotarły do mnie z Radia Wolna Europa – wspomniał. Wrócił do domu, do Warszawy, i stamtąd przez kilka dni śledził wraz ze znajomymi rozwój wydarzeń.

Z wypiekami na twarzy słuchaliśmy radia, czytaliśmy prasę podziemną. To był czas wielkich emocji – podkreślił. Z magnetofonów puszczaliśmy sobie występy kabaretu Tey, słuchaliśmy Jacka Kleyffa i jego Salonu Niezależnych, a także Macieja Pietrzyka – wspomina muzyk.

Następnie Gintrowski i Kaczmarski ruszyli w trasę koncertową. Mało rozmawialiśmy, dużo graliśmy. W Warszawie bywaliśmy jeden dzień w tygodniu, a resztę dni spędzaliśmy na występach w całym kraju. Te czasy układają mi się we wspomnieniach w jeden wielki koncert – powiedział Gintrowski.

Potem jedna z naszych piosenek, „Mury”, została wręcz „zawłaszczona” przez „Solidarność”. Nie mieliśmy oczywiście nic przeciwko temu, ale moim zdaniem ten utwór nie został w pełni zrozumiany przez ludzi „Solidarności” – powiedział Gintrowski. My nie tworzyliśmy nic na konkretną chwilę. Nasza muzyka dotyczyła pewnych podstawowych wartości. Chcieliśmy pokazywać, że warto żyć zgodnie z nimi i ich chronić – wyjaśnił.

W naszej twórczości rzeczywistość była ubrana w kostiumy. Interesowała nas np. interpretacja poezji Zbigniewa Herberta. Nie chcieliśmy przedstawiać wszystkiego wprost, np. śpiewać o generale Wojciechu Jaruzelskim czy o Tadeuszu Mazowieckim – powiedział Gintrowski. Jako artystów interesowała nas twórczość awangardowa, a jako Polaków – „Solidarność” i upadek komunizmu – dodał.

Do sierpnia 1980 r. duet występował głównie w klubach studenckich. W następstwie wydarzeń w Gdańsku zyskaliśmy szerszą grupę odbiorców, gdyż nie było już na nas tak silnego „kagańca” – cenzury – jak wcześniej – wspomniał Gintrowski, współautor powstałego w 1979 r. słynnego programu artystycznego „Mury”. Program zamówił u niego, Kaczmarskiego i pianisty Zbigniewa Łapińskiego ówczesny dyrektor stołecznego Teatru Na Rozdrożu, Marcin Idziński. Po kilkunastu przedstawieniach teatr zamknięto, a my trafiliśmy na cenzurowane – powiedział Gintrowski.

Po wydarzeniach 1980 roku nasze nazwiska mogły znów pojawić się w prasie. Dzięki temu wystąpiliśmy rok później nie tylko w klubach studenckich, ale i na festiwalu w Opolu, na którym wówczas zwyciężyliśmy – podkreślił.

Na zdjęciu: Jacek Kaczmarski i Przemysław Gintrowski przed Stocznią Gdańską. Autor: Lech Szymanowski
/źródło: wiadomosci.wp.pl/