O Przemysławie Gintrowskim można powiedzieć na wiele sposobów, że był człowiekiem skromnym i wrażliwym, patriotą wiernym swoim przekonaniom i ewangeliczno-herbertowskiej zasadzie „tak, tak- nie, nie”. Że był człowiekiem ceniącym sobie przede wszystkim rodzinę.
Ale odchodząc na chwilę od życiorysowych szablonów, spróbujmy powiedzieć o Nim inaczej.
Herbert, Kaczmarski, Sieniawski, Holm, Tercz, Nowak ; wiele osób trzeba by wymienić jeszcze, aby złożyć w całość księgę tekstów, które dzięki muzyce Przemysława Gintrowskiego stały się pieśniami. I próżno tu szukać wierszy błahych czy ulotnych. Słowa poetów jak nici wiążą zdania w mocne tkaniny ważnych, poetyckich obrazów. Mówią o uniwersalnych wartościach, stoją na straży prawdy, przyzwoitości, umiłowania wolności i piękna. Dźwięki jak obręcze wiążą słowa i będą ich obroną, zbroją i tarczą, które oprą się czasowi i przypomną je następnym pokoleniom. Taki właśnie wymiar ma pisanie muzyki, ożywianie nieznającego barier kodu emocji i czystego piękna. W muzyce Przemysława Gintrowskiego słychać wierność słowu i słychać pokorę wobec treści, które mają współbrzmieć z melodią.
I jak dach świątyni nie może się ostać bez kolumn podtrzymujących sklepienie, tak pieśń nie zostanie pieśnią, jeśli odejmie się jej dźwięk. Podziwiamy czasem dach, nie pamiętając, że podtrzymuje go mocna podstawa. Więc teraz jest pora, aby zapisać tę siłę w naszej pamięci. A jeśli pamięci – to świętej: Przemysław Gintrowski. Mocarz dźwięku.
Fot. Dariusz Iwański