Tak naprawdę niewiadomo, ile razy spotkał się Przemysław Gintrowski ze swoim Mistrzem Duchowym, czyli Zbigniewem Herbertem. Na pewno bard był kilka razy mieszkaniu Poety przy ul. Promenada na warszawskim Mokotowie.

– Z przykrością muszę stwierdzić, że choć uczyłem się w jednej z najlepszych wówczas szkół warszawskich, Liceum Ogólnokształcącym  im. Tadeusza Rejtana, na lekcji polskiego nigdy nie padło nazwisko Herberta. Nie było go w programie szkolnym i z poezją tą zetknąłem się, dopiero kiedy studiowałem fizykę na Uniwersytecie Warszawskim. Były to moje drugie studia, druga połowa lat 70., nieśmiało zaczynały funkcjonować wydawnictwa podziemne i wpadł mi w ręce wydany przez kogoś zbiorek. Następnie, już bardziej metodycznie, zacząłem czytać i inne tomy Herberta, który przecież był wtedy normalnie wydawany, tyle że w ograniczonych nakładach i przez to trudno dostępny. Wkrótce też zacząłem pisać muzykę do tych wierszy – wspominał Przemysław Gintrowski. – W stanie wojennym zrobiłem program ,,Pamiątki”, gdzie śpiewałem takie wierszy Herberta jak „Przesłuchanie Anioła”, „Potęga smaku” czy „Ornamentatorzy”. Pomyślałem wówczas, że warto, aby autor tekstu wiedział jednak, co wyrabiam z jego twórczością. I pewnego dnia, w 1982 roku zastukałem do drzwi Pana Zbigniewa. Przedstawiłem się, wszedłem do środka i tak się poznaliśmy. Na początku moje piosenki niespecjalnie przypadły mu do gustu. Uważał bowiem, że jego wiersze są skończone i nie potrzebują dodatkowej, muzycznej  oprawy i mojej interpretacji. Potem się do nich jednak przekonał. Opowiadano mi, że kiedyś podczas spotkania ze studentami na uniwersytecie w Poznaniu powiedział słuchaczom, ze jego wiersze i moją osobę łączą te same emocje. Mówił: ,,niech pan sobie je śpiewa, panie Przemysławie”.

Znana jest także „opowiastka” barda o spotkaniu w mieszkaniu Poety, kiedy Gintrowski przyszedł do niego z maszynopisem wiersza pt.”Raport z oblężonego miasta”. W stanie wojennym dostałem od kogoś maszynopis z nie podpisanym wierszem zatytułowanym „Raport z oblężonego miasta”. Osoba, która mi go dała, nie wiedziała, czyj to naprawdę jest  utwór. Jednak styl w jakim został napisany wskazywał na samego Herberta. Ponieważ byłem umówiony na spotkanie z Panem Zbigniewem to oczywiście wziąłem ten wiersz ze sobą. Z ciekawości chciałem poznać jego opinię. „Panie Zbigniewie, wydaje mi się, że mam wiersz, który pan napisał” powiedziałem do niego wręczając mu wspomniany maszynopis. Herbert wziął ode mnie kartkę z tekstem, przeczytał go spokojnym głosem rzekł: „Nieźle napisane, ale to nie ja”. Pomyślałem sobie, że komuś udała się genialna podróbka. Kiedy nasze spotkanie dobiegło końca pożegnałem się z Panem Zbigniewem i opuściłem mieszkanie, które znajdowało się na parterze. Schodzę jeszcze te pięć schodków, gdy słyszę, jak otwierają się drzwi od mieszkania, ukazuje się głowa pana Zbigniewa i słyszę: „Panie Przemysławie, a o tym wierszu to pomyślę, bo może to jednak ja napisałem”.– tak relacjonował mi to spotkanie Gintrowski.

Na pewno do spotkania obu Panów doszło jeszcze w stolicy, po którejś demonstracji pierwszo- czy trzeciomajowej w stanie wojennym. Przypadkowo wówczas spotkany na ulicy przez Gintrowskiego  Herbert miał rzec do niego: „No i co, panie Przemysławie, znowu się pan chuliganił na ulicach”. Kiedy uzyskał od barda potwierdzenie poeta skwitował to słowami: „Szkoda was, młodych, na to. Wszyscy musimy czekać. Tu nie wytrzyma materia. Ona pierwsza odmówi współpracy”.

W stanie wojennym, takim szczególnym miejscem gdzie odbywały się w Warszawie koncerty Gintrowskiego było Muzeum Archidiecezji na Solcu. Trudno jest dzisiaj określić kiedy dokładnie to miało miejsce, ale bard zaprosił Herberta i jego żonę Katarzynę, na jeden z takich koncertów. Niestety, Herbert rozchorował się i pani Katarzyna przyszła sama. Zaskoczyła artystę wręczając mu unikalną pocztówkę od męża, na której widniał pomnik Fryderyka Chopina, a na drugiej stronie zamiast znaczka pocztowego, Herbert narysował znak Solidarności Walczącej. Napisał też: „Drogi Panie Przemku, przesyłam Panu to co mam najlepszego to znaczy moją żonę a także gorące uściski pozdrowienia i wyrazy przyjaźni. Herbert tekściarz Pana Gintrowskiego. P.S: A może tak się spotkamy w okolicach Wielkiej Nocy”. W tym przypadku nic nie wiadomo, aby do takiego spotkania obu panów doszło. Niewątpliwie, podpis Herberta z owej kartki dał Gintrowskiemu impuls do skomponowania muzyki do kolejnych kilkudziesięciu wierszy Księcia Poetów, co zaowocowało dwoma płytami: ”Odpowiedź” ( 2000 r.) i „Tren” ( 2008 r.).

Unikatowe zdjęcie

W połowie lat 70., już w Starym Teatrze, znakomity aktor, reżyser i pedagog Tadeusz Malak zaczął próby do spektaklu według wierszy z tomu „Pan Cogito”. Do planowanej premiery jednak nie doszło. W grudniu 1975 Herbert podpisał protest przeciw zmianom w konstytucji i do roku 1977 objął go zakaz druku. – W komitecie partii, gdzie teatr próbował interweniować, powiedziano nam, że „Pan Herbert wmieszał się w politykę przez wielkie „P” – mówił Tadeusz Malak.  Nic więc dziwnego, że próby spektaklu przeciągnęły się o kilka lat. W końcu premiera „Powrotu Pana Cogito” odbyła się w Starym Teatrze dopiero 11 kwietnia 1981 roku, podczas karnawału „Solidarności”. W spektaklu wystąpili wówczas krakowscy aktorzy: Stefan SzramelJerzy Stuhr , Mieczysław Grąbka, Zygmunt Józefczak, Tadeusz MalakJerzy Trela , Andrzej Buszewicz i Leszek Piskorz.

Nie wiadomo, czy na premierze tego spektaklu obecny był Przemysław Gintrowski. Ale na pewno był na krakowskim spotkaniu Zbigniewa Herberta z miłośnikami jego poezji. Widać to znakomicie na dwudziestokilkuminutowym filmie, jaki trafił od anonimowego darczyńcy do Katarzyny Pechman, pomysłodawczyni i dyrektora artystycznego „Herbertiady”, czyli Ogólnopolskiego Przeglądu Twórczości Zbigniewa Herberta, jaki od 2000 roku odbywa się w Kołobrzegu. Na filmie zarejestrowano fragmenty próby generalnej przed premierą wspomnianego spektaklu, rozmowę z samym Herbertem a także spotkanie autorskie Pana Zbigniewa, podczas którego czytał swoje wiersze. Na tym unikalnym materiale dokumentalnym  widać kilka razy Gintrowskiego siedzącego na widowni, wpatrzonego w Herberta. Ujęcie z tego filmu jest więc jedynym wspólnym zdjęciem barda ze swoim Mistrzem!

Jacek Pechman