Moje niepokorne pokolenie poniesie w sobie ten cały bagaż duchowych doświadczeń przez dalszą część życia w szarościach. Moje pokolenie- niedobitki, które się nie poddały teleturniejom, fastfoodom i hipermarketom, jeszcze się wiele nauczy dzięki Jego piosenkom.

Przemysława Gintrowskiego nigdy nie poznałem osobiście. A jednak stał się jedną z najważniejszych osób mi bliskich z kręgu polskiej kultury niezależnej, wpisanej w polską tożsamość. On mi towarzyszył od połowy lat osiemdziesiątych. Wtedy, kiedy na kasetach magnetofonowych usłyszałem po raz pierwszy program „Raport z Oblężonego Miasta”. W tym samym czasie odkryłem i zrozumiałem Zbigniewa Herberta. Herbert oraz Gintrowski- poezja i muzyka stwarzały niesamowity ładunek artystyczny, którego w szarej rzeczywistości PRL, mojemu pokoleniu, bardzo brakowało. Szukaliśmy wtedy wielu dróg i Bogu dzięki, trafiłem w odpowiednim czasie na trio: Gintrowski-Kaczmarski-Łapiński.

W czasach, kiedy zdobycie takich nagrań graniczyło z cudem, dzięki pewnym solidarnościowym koneksjom mogłem wypożyczać niektóre kasety, których jakość dzisiaj dla wielu byłaby nie do przełknięcia. Ale po kilku odsłuchaniach, można już było samemu grać i śpiewać te piosenki. Nie było wypadu w góry bez takiego repertuaru…

Raport z Oblężonego Miasta”- materiał, który powstał trzydzieści jeden lat temu, nadal jest aktualny. kiedy się go słucha, nie powracają wspomnienia już, ale dojrzewa codzienność, kreowana przez spadkobierców jaruzelszczyzny. Są utwory, których przesłanie jeszcze się nie wypełniło i wciąż wiszą nad nami te ciężkie słowa, o czasach jakie nadejdą, Jeśli się nie opamiętamy… jeżeli miałbym o tym przeczytać, to dość szybko zapomniałbym. Było mi jednak dane usłyszeć, więc mam to w sobie niosąc jak Poeta owe Miasto, po drogach wygnania. Słowa zaśpiewane przez Artystę powracają, kiedy w życiu codziennym doświadczam sytuacji, które po 1989 roku miały odejść w niebyt.

Tak, muzyka Przemysława Gintrowskiego zmuszała do refleksji jak i do własnych poszukiwań. Wtedy, uczyliśmy się z niej historii i teraz też będziemy to robić. Kiedy trwa walka o prawdę, to pojawia się ona najpierw na ustach tych, którzy potrafią ją głosić nie bacząc na cenę. Zawsze rodzą się pytania, na które nie znajdując od razu odpowiedzi, wyruszamy na ich poszukiwanie. Mogę tylko mówić za siebie, o swoich wrażeniach po wysłuchaniu programu “Pamiątki”. Ta muzyka miała mi przynieść sen, a przebiła mnie na wylot swoja treścią. Trak było dawno temu, pewnej letniej nocy. To bardzo osobiste wrażenia, ale czasami trzeba o tym powiedzieć, zwłaszcza że artysta ten nigdy nie mieścił się w oficjalnym nurcie kultury. I chociaż każda władza bała się takich jak On, to tym bardziej był obecny w świadomości ludzi nie dających się wodzić za nos, na postronkach kolejnych obietnic bez pokrycia. Przyjrzyjmy się tej twórczości. Ona opisuje codzienność. Historycznie oraz poetycko w wymiarach dostępnych dla chcących myśleć samodzielnie, bo tylko tacy będą w stanie dokonać przełomu. Ucząc się z historii zwyciężać, uczymy się budować tak, aby potem odnaleźć raj. Dzisiaj trudno policzyć ilu refleksjom poświęcałem czasu, słuchając tych wszystkich piosenek. Jakie one były inne, od tego co nam serwowano w mediach…

Dzięki tej muzyce dostrzegłem rzeczywistość. Świat, o którym marzyłem. Nieprzemijający, odległy od politycznych wypaczeń. Świat pomników wznoszonych ku pamięci, takich aby żadna polityczna farsa nie była w stanie ich obalić. Tym była i jest dla mnie twórczość Gintrowskiego. To czas zatrzymany, wokół którego udaje się jeszcze ocalić pewne wartości. Wystarczy tego posłuchać, potem to przemyśleć. Abyśmy nie musieli powtarzać za Poetą: „nie mieliśmy dokąd odejść, zostaliśmy na śmietniku”. Aby nasze życie nie polegało na gorzkich satysfakcjach, że chociaż przeżyliśmy, to i tak krzyk dozorcy do tego życia nas nieustannie zapędza.

Raport z Oblężonego Miasta”, „Pamiątki” oraz „Kamienie” – niezwykła trylogia literacko- muzyczna przywołująca historię oraz pamięć. Program „Kamienie” powstał w 1991 roku, a więc w nieco odmiennej już rzeczywistości. Mówi o postaciach, które miały w swoim życiu wpływ na dzieje. Stały się wieczne niczym kamienie, zatrzymane tragicznym losem, bezsilnością, czy okrucieństwem. Jak zwykle u Gintrowskiego, istnieje wędrówka przez życie, przez dzieje z dystansem do świata i otaczających nas osób.

Chyba tego oczekiwaliśmy po Nim, skoro miał odwagę zostać tu i śpiewać. Skoro był nieobecny w mediach obu reżimów, a jednak nie pozwalał nam o sobie zapomnieć. Gwoli prawdy, były takie momenty, że pojawiał się na chwilkę szerszej publiczności, czy to śpiewając w czołówce serialu „Zmiennicy”, czy zamykając swoim utworem znakomity film „Dziecinne pytania” – opowieść o młodych gniewnych, którym PRL odbierał po kolei marzenia i plany. Ta piosenka, to „Czy poznajesz mnie moja Polsko?” do słów Zbigniewa Książka. Utwór ten został również zaśpiewany przez artystę podczas I Przeglądu Piosenki Prawdziwej w sierpniu 1981 roku. W wykonaniu Gintrowskiego stała się pieśnią niezwykłą, a dzisiejsze czasy mogą jedynie potwierdzać jej aktualność:

Czy poznajesz mnie, moja Polsko
To ja Twój syn
Z bólem głowy dla Ciebie i wódki
Z przeziębionym sercem i katarem wiary
Nieufny i nieznany
Strofowany i czerwony jak Ty
Nocami jesteś mniej blada dniami musisz przecież kwitnąć
Tryskać zdrowiem jak gazety grubymi czcionkami co dzień krzyczą
Ale ja wiem, że Ciebie dręczy kaszel, że kaca masz jak ja
Powiedz czy Ciebie karmią też tak źle jak mnie
Nie wierzę w raj na Zachodzie czy Wschodzie
Ja wierzę w Ciebie
Twoja kieszeń nie obchodzi mnie bardziej niż kieszeń moja
Posądzają nas o suchoty uczuć bo milczymy w sprawie Twojej
Ale tu nie chodzi o kolor słowa tylko o nas i o Ciebie
Przyjaźni naszej nie zeszmaci przecież
Marzec czy też Grudzień
Trzymajmy się razem bo chyba wreszcie zrozumiałem Ciebie
Uśmiechasz się pewnie często patrząc na wszystkich nas
I choć zmieniasz garnitury jesteś przecież taka sama
Czy poznajesz mnie, moja Polsko
To ja Twój syn
Z bólem głowy dla Ciebie i wódki
Z przeziębionym sercem i katarem wiary
Nieufny i nieznany
Strofowany i czerwony jak Ty

Stachura, Kaczmarski, Czarmińska, Gintrowski… zapisujemy ich nazwiska w księdze wiekuistej sztuki, aby stały się nieodłącznymi towarzyszami naszych wędrówek. Gdybym nie poznał ich twórczości, byłbym bardzo płytkim człowiekiem, który życie pojmuje w sposób instynktowny oraz emocjonalny. Mam więc za co Im dziękować. Mam za co dziękować Przemysławowi Gintrowskiemu. Trudno wymienić powody, łatwiej to poczuć, kiedy się słucha jego piosenek, kiedy się sięga do poezji Herberta z płyty „Odpowiedź”. A tak naprawdę nie muszę wymieniać tych wszystkich powodów, dla których On jest dla mnie przewodnikiem w muzeum wyobraźni na ścieżkach tożsamościowej kultury polskiej. Nie muszę, bo obcym ludziom to i tak nic nie powie, a swoim tego tłumaczyć wszak nie trzeba.
I jak już wspomniałem, nie poznałem Go nigdy osobiście, lecz zawsze dzięki Jego twórczości, był bardzo blisko mnie, jak dobry przyjaciel towarzyszący w wędrówce. Był jak posłaniec pojawiający się niespodziewanie, ale zawsze przynoszący cenne wieści prezentowane właściwymi słowami i muzyką. Czegóż chcieć jeszcze, jeśli nie mamy wpływu na niezmienność ludzkiego losu?

Tomasz J. Kostyła
/źródło:konserwatyzm.pl/