-Dostaję scenariusz, ale generalnie rzecz biorąc praca zaczyna się od momentu, kiedy film jest zmontowany. Oglądamy z reżyserem taką pierwszą wersję, jeszcze bez dźwięku i omawiamy te sceny, w których powinna być muzyka. Następnie biorę kasetę video z przegranym takim „brudnym” filmem do domu, siadam wygodnie w fotelu i zabieram się do pracy– tak mówił Przemysław Gintrowski o komponowaniu muzyki filmowej.
Z kolei na pytanie czy zdarzyło mu się pracować z reżyserem, z którym kompletnie nie mógł się dogadać odpowiedział:
– Do błędów się przyznaję, taką mam naturę. Zdarzyło mi się napisać muzykę do kiepskich filmów i zrobiłem to wyłącznie dla pieniędzy. Są to filmy, których się dzisiaj wstydzę, na szczęście rzadko są pokazywane w telewizji. Ale jest też kilka filmów z których jestem bardzo zadowolony. Przede wszystkim z „Matki Królów” Janusza Zaorskiego, „Nadzoru” i „Dotkniętych” Wiesława Saniewskiego. Bardzo lubię także serial „Zmiennicy” Stanisława Barei. To była fantastyczna przygoda – wyznał Przemysław Gintrowski.
Kiedyś również zapytano się barda o to, dla kogo z zagranicznych reżyserów byłby gotowy skomponować muzykę. I wówczas Przemek przyznał: „chętnie napisałbym muzykę Peterowi Weirowi, reżyserowi mojego ukochanego filmu „Piknik pod wiszącą skałą”, Herzogowi bo też cenię tego reżysera i do jakieś filmu sensacyjnego.”. Z kolei w 1990 roku dziennikarka Renata Dziurdzikowska zadała Przemkowi pytanie:” Gintrowski za 10 lat to przed wszystkim…” I tak Przemek widział siebie w 2000 roku :” Kompozytor. Z pewnością nie będę już śpiewał, ponieważ nie chciałbym, jak niektórzy śpiewający artyści, dożywać tak sędziwej występując w koncertach życzeń. Będę pisał muzykę filmową, teatralną, dla innych wykonawców. Jeżeli oczywiście wcześniej nie umrę z wycieńczenia na którymś koncercie. Byłaby to piękna śmierć. Na służbie.”. Na szczęście artysta koncertował dalej, aż do 2012 roku i obdarzył swoją wierną publiczność trzema płytami…
Fot. Janusz Halczewski